Doktryna Primakowa a Bliski Wschód – Tomasz Rydelek
W 2013 r. w rosyjskiej prasie ukazał się artykuł autorstwa gen. Walerija Gierasimowa, szefa rosyjskiego sztabu generalnego. Artykuł wykładał podstawowe założenia wojny hybrydowej, i w zasadzie przeszedłby może na Zachodzie bez echa, gdyby nie fakt, że rok później ofiarą rosyjskiej agresji padł Krym, a działania Moskwy na Ukrainie zdawały się być żywcem zaczerpnięte z artykułu Gierasimowa. Nic też dziwnego, że wkrótce później na Zachodzie zaczęto mówić o „doktrynie Gierasimowa”, która miała stanowić podstawę przyszłych posunięć Rosji na arenie międzynarodowej. Problem polega jednak na tym, że „doktryna Gierasimowa” nie jest „doktryną”, lecz tylko „konceptem” wprowadzenia na poziomie operacyjnym doktryny, która kierowała zachowaniem Kremla od schyłku lat 90. XX w. – doktryny Primakowa.
Rosyjski Kissinger
W 1996 r. do budynku, położonego przy pl. Smolenskaja-Siennaja 32-34 w Moskwie, gdzie mieści się siedziba rosyjskiego MSZ-u ,wprowadził się nowy szef tej służby – Jewgienij Primakow, wybitny rosyjski arabista i dotychczasowy dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego. Był to czas, gdy Rosja nadal nie mogła otrząsnąć się z upadku ZSRR. Poprzednik Primakowa na stanowisku szefa MSZ, Andriej Kozyriew (1990-1996), starał się prowadzić pro-zachodnią politykę zagraniczną i grać na zbliżenie z USA. Objęcie teki ministra spraw zagranicznych przez Primakowa oznaczało koniec z polityką Kozyriewa i zwrot w rosyjskiej polityce zagranicznej o 180 stopni.

Primakow twierdził, że świat unipolarny, w którym istnieje wyłącznie jeden globalny ośrodek władzy (tj. USA) jest sprzeczny z żywotnymi interesami Rosji. Moskwa powinna z całkowitą determinacją zwalczać amerykańskie wpływy i działać na rzecz utworzenia świata multipolarnego, w którym występować będzie kilka globalnych ośrodków władzy. Primakow był jednak świadom, że Rosja, nie była w stanie konkurować z USA jak równy z równym. Dlatego też proponował, aby w grze o nowy, multipolarny świat, Rosja sprzymierzyła się z Chinami i Indiami. Gdyby faktycznie doszło do powstania takiego trójprzymierza – jak twierdził Primakow – Rosja mogłaby zając rolę „niezastąpionego gracza”, który mógłby skutecznie torpedować jednostronne posunięcia Waszyngtonu na arenie międzynarodowej. W ten sposób doktryna Primakowa opierała się na trzech podstawowych filarach:
- zapewnieniu rosyjskiej dominacji w obszarze postradzieckim oraz stopniowym rozszerzaniu wpływów na obszary Azji Centralnej i Bliskiego Wschodu;
- zahamowaniu ekspansji NATO na wschód i podejmowaniu działań na rzecz osłabienia sojuszu północnoatlantyckiego i samych Stanów Zjednoczonych;
- partnerstwu z Chinami i Indiami.
Świat unipolarny, o ile niemalże pozbawiony ryzyka konfliktu globalnego, cechował ogromny chaos i niestabilność, które uwidaczniały się w pomniejszych konfliktach np. wojna w Jugosławii czy inwazja na Kuwejt. Zdaniem Primakowa, świat multipolarny – wymagający koordynacji działań przez mocarstwa – położyłby kres chaosowi i zaprowadził „pokój oparty na konsensusie” – podobnie jak kongres wiedeński.
W ten sposób w drugiej połowie lat. 90 XX-wieku wykształciła się „doktryna Primakowa”. Ówczesna Rosja była jednak zbyt słaba, aby wprowadzić ją w życie. Wkrótce także sam Primakow udał się na „polityczną emeryturę”, gdy w 2000 r. wycofał swoją kandydaturę na prezydenta Federacji Rosyjskiej, a wybory wygrał Władimir Putin.
To jednak nie oznaczało końca „doktryny Primakowa”. Wręcz przeciwnie, Primakow stał się bliskim współpracownikiem Putina i reszty jego administracji – zwłaszcza Siergieja Ławrowa, który w 2004 r. został nowym szefem MSZ-u. Stosunki były tak zażyłe, że w pewnym momencie Primakowa zaczęto nazywać „ojcem chrzestnym Putina”.
Nowe rozdanie
Wraz z odbudową rosyjskiej gospodarki i przywróceniem autorytetu władzy centralnej, putinowska Rosja przestała być biernym obserwatorem światowej polityki. Pierwszym jasnym sygnałem wprowadzania w życie „doktryny Primakowa” była wojna gruzińska, podczas której Moskwa pokazała że to ona jest siłą dominującą na obszarze postsowieckim (pierwszy filar „doktryny Primakowa”) i z całą determinacją sprzeciwi się (nawet jeśli tylko potencjalnym) próbom rozszerzania wpływów NATO na wschód (drugi filar).
Wkrótce późnej – na tle doświadczeń gruzińskich – Rosja rozpoczęła gruntowną reformę swoich sił zbrojnych – tzw. reformy Sierdiukowa-Szojgu. W ten sposób wykształciła się „koncepcja Gierasimowa”, która z ogromnym powodzeniem zastosowana została w czasie walk na Ukrainie – tutaj także realizowano filary nr 1 i 2.
Agresja na Gruzję i na Ukrainę były jednak zaledwie preludium do zaprezentowania doktryny Pirmakowa w pełnej okazałości, a zreformowana rosyjska armia miała odegrać w tym kluczową rolę.
Damaszek w potrzebie
We wrześniu 2015 r. na lotnisku w bazie Humajmim, w syryjskiej Latakii, zaczęły lądować samoloty rosyjskich sił powietrznych – w ten sposób rozpoczynała się rosyjska interwencja zbrojna w Syrii. Dla wielu było to zaskoczeniem, bowiem przed 2015 r. istniało dość powszechne przekonanie że Kreml nadal cierpi z powodu tzw. „syndromu afgańskiego”. Tymczasem „syryjska eskapada” była de facto klasycznym zastosowaniem doktryny Primakowa i realizacją wszystkich trzech jej filarów.
Przed 2015 r. Kreml wyraźnie obawiał się, że upadek Assada może oznaczać destabilizację całego regionu i wzrost znaczenia ugrupowań islamistycznych. Obawy Rosji były tym większe, że tylko w szeregach Państwa Islamskiego działało ok. 7000 bojowników pochodzących z Rosji i i byłych republik radzieckich. Osoby te mogły starać się ponieść „czarne flagi Kalifatu” do Azji Centralnej i na rosyjski Kaukaz, osłabiając w ten sposób „miękkie podbrzusze” Moskwy – penetracja tego regionu mogłaby okazać się tym łatwiejsza, że ok. 10% populacji Rosji stanowią muzułmanie. Dlatego – z perspektywy Moskwy – interwencja w Syrii nie była operacją ofensywną, lecz defensywną, mającą na celu zabezpieczenie rosyjskich interesów na obszarze postradzieckim (filar 1).
Jednak walka z islamskim zagrożeniem nie była dla Moskwy priorytetem „syryjskiej operacji” – była nim bowiem próba zaszachowania Stanów Zjednoczonych i uniemożliwienia im jednostronnego rozwiązania syryjskiego konfliktu (filar 2). Cel ten został osiągnięty z nawiązką. USA, mimo sojuszu z Kurdami, ma mocno ograniczone pole działania, a decyzja o przyszłym kształcie Syrii zapadnie prawdopodobnie w ramach tzw. formatu astańskiego (Moskwa, Teheran, Ankara), z którego Waszyngton został wykluczony.
Jednocześnie konflikt w Syrii stał się dla Rosji „oknem” na Bliski Wschód – Moskwa chroniąc Assada przed upadkiem i pomagając mu odbić większą cześć kraju – wyraźnie zademonstrowała krajom arabskim jak wygląda w praktyce rosyjskie wsparcie „polityczno-wojskowe”. Tym samym – po raz pierwszy od upadku ZSRR – Arabowie zaczęli ponownie uwzględniać Rosję w swoich kalkulacjach politycznych.
Działania podejmowane w Syrii pozwoliły Rosji zacieśnić relacje z wieloma krajami regionu. Było to tym łatwiejsze, że Syria stała się polem bitwy, na którym ścierały się nie tylko wpływy Waszyngtonu i Teheranu, lecz także np. Ankary, Rijadu, Abu Zabi, Dohy, czy Tel Awiwu. Angażując się w wojnę syryjską Rosja zyskała bezcenny punkt zaczepienia w kontaktach z tymi krajami, a to – biorąc pod uwagę niezwykłą zręczność rosyjskiej dyplomacji – przyniosło niezwykłe rezultaty. Najlepszym przykładem jest Turcja, która świadoma nachodzącej porażki rebelii w starciu z siłami syryjsko-rosyjskimi zdecydowała się na paktowanie z Rosją. Współpraca turecko-rosyjska i brak uwzględniania w amerykańskiej polityce tureckich obaw względem syryjskich Kurdów, doprowadziły ostatecznie do rozłamu nie tylko na linii Waszyngton-Ankara, ale także kryzysu w samym NATO – sprawa zakupu systemów S-400. Jest to kolejny klasyczny przykład gry Moskwy na osłabienie NATO (filar 2).
„Ekspansja” Rosji na Bliski Wschód pozwoliła jej także osłabić więzi między USA a jej arabskimi sojusznikami spoza NATO. I tak np. w polityce energetycznej Rosja zaczęła blisko współpracować z Saudami, tworząc tzw. format OPEC+, w ramach którego kilkukrotnie decydowano o zmniejszeniu wydobycia ropy naftowej, starając się w ten sposób podbić ceną tego surowca.
W swojej grze, Rosja nie zapomniała także o trzecim filarze doktryny Primakowa – tj. zbliżeniu z Chinami i Indiami. Szybko rozbudowując kontakty z krajami arabskimi, Rosja utrudniła Chinom i Indiom ekspansję gospodarczą w tym regionie świata – co istotne jest zwłaszcza z perspektywy Pekinu i jego inicjatywy BRI, w której Bliski Wschód odgrywa kluczową rolę. Moskwa nie chce jednak blokować chińsko-indyjskiej ekspansji w regionie, a jedynie zwiększyć własne korzyści płynące z tej ekspansji. Syryjska interwencja dała Moskwie także inny potężny lewar w jej relacjach z Pekinem. Otóż po stronie rebelii działa Islamska Partia Turkiestanu założona przez Ujgurów, których w Syrii ma operować ok. 5000. Pekin obawia się, że mogą oni w przyszłości rozpocząć działalność terrorystyczną w prowincji Sinciang. Moskwa chętnie pomoże Chinom w zwalczeniu tego zagrożenia, lecz nie będzie to pomoc bezpłatna.
Trudna rozgrywka
W ten sposób Syria stała się teatrem, na którego deskach Rosja zaprezentowała doktrynę Primakowa w całej okazałości. Interweniując po stronie Assada, Moskwa zaszachowała działania USA i – małym kosztem – została graczem, z którego interesami w Syrii, muszą liczyć się wszyscy inni. Syria – jako „mikrokosmos bliskowschodniej rywalizacji” stała się dla Rosji „platformą”, dzięki której wpływy rosyjskie swobodnie rozlewają się po całym regionie. Interwencja syryjska, oraz wzrost rywalizacji amerykańsko-chińskiej, znacznie zbliżyły Rosję do jej ostatecznego celu – utworzenia multipolarnego ładu światowego. Doktryna Primakowa spełniła pokładane w niej nadzieje.
Rosja zyskała tym większe znaczenie w bliskowschodniej polityce, że stara się prowadzić możliwie „bezstronną” politykę, tj. nie daje się zapędzić w regionalne podziały np. szyicko-sunnickie, izraelsko-arabskie, czy saudyjsko-irańskie. Duża zasługa w tym rosyjskiej dyplomacji, która – mimo wsparcia udzielonego Assadowi – była w stanie utrzymać przyjazne relacje z siłami wrogo nastawionymi do Damaszku np. z Turcją, Izraelem, czy KSA. W zamiana za zacieśnianie relacji z tymi krajami, Rosja stara się – w miarę możliwości – uwzględniać ich interesy w swojej syryjskiej polityce np. nie blokując izraelskich bombardowań wymierzonych w siły IRGC.
Zasoby, którymi dysponuje Moskwa są jednak ograniczone, a ta swoista „polityka balansu” , w pewnym momencie może okazać się nie do utrzymania np. w obliczu wojny międzypaństwowej na Bliskim Wschodzie. Zdaje się, że właśnie tutaj leży granica „doktryny Primakowa” – Rosja jest w stanie wedrzeć się klinem w region Bliskiego Wschodu, ale nie jest w stanie narzucić krajom regionu swoich własnych rozwiązań. Otwartym pozostaje także pytanie czy współpraca z Moskwą takich krajów jak np. Turcja, to zasługa samej Rosji czy może próba rozgrywania Waszyngtonu przy pomocy Moskwy. Rosja – mimo niewątpliwie ogromnych sukcesów w regionie – na własnej skórze odczuwa prawdziwość powiedzenia, które spopularyzował były agent MI6, John le Carré: „Możesz wynająć Araba, ale nie możesz go kupić”. I tak Rosja interweniując w Syrii z myślą szybkiego zmuszenia rebeliantów i Kurdów do negocjacji, a następnie federalizacji kraju, napotkała ostry opór ze strony Assada, którego nie była w stanie skruszyć.
Rosja niewątpliwie dalej będzie prowadziła swoją bliskowschodnią politykę według reguł rozpisanych przez Primakowa. Pytanie jednak czy doprowadzi to ostatecznie Rosję do zaprowadzenia multipolarnego porządku światowego, czy może mimowolnie wciągnie ją w bliskowschodnie podziały i zakończy się fiaskiem podobnym jak inwazja na Afganistan.
Źródła:
D. Trenin, What is Russia up to in the Middle East?, Polity, 2018
E. Rumer, The Primakov (Not Gerasimov) Doctrine in Action, CEIP, 2019
A. C. Lynch, The Evolution of Russian Foreign Policy in the 1990s, Journal of Communist Studies and Transition Politics, nr 18, 2002